Page 17 - polski 6 cz1
P. 17
– W ważnej sprawie... W ważnej sprawie... – powtórzył brzydki człowiek. – Każdy włóczęga przycho
dzi zawsze w niezmiernie ważnej sprawie!
Ewcia zwilżyła językiem zaschłe wargi. Powoli wracała jej nieco spłoszona przytomność i odważna
dusza, wciąż gotowa do odlotu w jakieś bezpieczne schronienie (doświadczona ludzkość wynalazła je
w okolicach pięt), powróciła do swego zwyczajnego siedliska.
W tej chwili wyniosły człowiek uczynił coś dziwnego: położył ciężkie ręce na jej ramionach, pochylił
się nad nią i zbliżył potworną swoją twarz do jej twarzy.
– Proszę spojrzeć na mnie! – zawołał jakby z rozpaczą.
Ewcia spojrzała w jego oczy i wytrzymała spojrzenie.
– Nie boisz się mnie, dziewczyno! – mówił on stłumionym głosem.
– Nie! – krzyknęła Ewcia. – Dlaczego mam się bać pana? – dodała po chwili ciszej.
Człowiek ten wydał z siebie głuchy jęk, patrzył na nią długo, długo, potem zdjął ręce z jej ramion.
Przez roztropny rozum Ewci przebiegła błyskawica. „Ten człowiek jest strasznie nieszczęśliwy, bo jest
potwornie brzydki! Dlatego pyta, czy go się boję... Ach, to tak?”. Największy filozof często nie znajdzie
prawdy, którą odkryją sprytne i niczym nie zamglone oczy dziecka. Ewcia już wiedziała, co wiedziała.
Już się nie bała tego człowieka. Poczuła do niego wielką litość, rozumiejąc, że jego złośliwość i twardość
są kolcami jeża, broniącego się przed zębami wroga. [...].
– Kto panienkę tu przysłał? – zapytał szybko.
– Nikt. Ja przyszłam sama.
– Po co? Proszę mówić prawdę!
– Z interesem.
– Ja nie robię żadnych interesów, więc dlaczegóż właśnie do mnie?
– To długa historia... Jeżeli pan pozwoli...
– Na nic nie pozwolę! Słyszy pani? Nie nic! W tym wszystkim jest jakieś krętactwo! – krzyczał coraz
donośniej. [...]
Ewcia patrzyła na niego spokojnie, chociaż nogi pod nią drżały.
– Proszę pana – mówiła głosem dość bladym – czemu pan tak na mnie krzyczy? Muszę z panem
omówić bardzo ważne sprawy i dopóty stąd nie wyjdę, dopóki mnie pan nie wysłucha. Nie przyszłam ani
kraść, ani żebrać. A jeśli pan będzie tak na mnie krzyczał albo zechce pan mnie stąd usunąć siłą, wtedy
zemdleję. I będzie pan miał wielki kłopot.
Tamten otworzył usta z niezmiernego zdumienia.
– Pawle! – wrzasnął w stronę drzwi.
Zjawił się Paweł jak duch z mroków. Ewcia patrzyła i słuchała z lękiem.
– Ta panna chce tutaj zemdleć. Słyszysz? Weźmiesz pogrzebacz od pieca i rozpalisz go na gazie do
czerwoności. Miej go w pogotowiu! Skoro ta panna zemdleje, zdejmiesz jej obuwie i przypalisz pięty. Idź
i czekaj, aż cię zawołam.
– Czy ona słyszała?
– Ona słyszała... – odrzekła Ewcia.
– A teraz pójdzie sobie?
– Nie!
– Nie pójdzie?
15
0717_881216_polski_kl6_cz_1_DRUK.indd 15 17.07.2019 20:08:51