Page 125 - polski4
P. 125

Przygasający  żar  rozświetliły  nagle  jaśniejsze  płomienie,  by  po
          chwili znów zniknąć w kłębach dymu. Ta chwila nagłego rozświetle-
          nia wystarczyła, bym dojrzał po przeciwnej stronie ogniska siedzącą
          postać  starego  wiarusa  w  jakimś  staromodnym  mundurze.  Zanim
          jednak zdołałem mu się dokładniej przyjrzeć, ogień przygasł. Usły-
          szałem wtedy niecierpliwe słowa:
            – Nie śpij, Wojtek! Do świtu daleko, a nam czuwać trzeba. Rzuć
          no parę gałęzi, bo zgaśnie…
            Zerwałem się na równe nogi, ale w tym momencie przemknęła mi
          przez głowę myśl: „Gdzie ja tu znajdę jakieś gałęzie?”.
            Posłuszny jednak rozkazowi, rozejrzałem się w mroku i… tuż za
          sobą dostrzegłem kupę chrustu*, jakby specjalnie zebranego na ogni-          chrust – suche gałęzie
          sko. Po chwili ogień rozpalił się żywiej, a jego trzask palących się
          gałęzi i daleki poszum lasu kazały mi zapomnieć o niezwykłości sytu-
          acji, w jakiej się znalazłem.






















































                                                                                 123
   120   121   122   123   124   125   126   127   128   129   130