Page 32 - 890694_GWK_podrecznik_kl3_cz 3_2019
P. 32

89. Warmia i Mazury





          Sieja w jeziorze Wigry


             Kiedyś, kiedyś między kamedułami w Wigrach był jeden rodem z Włoch,
          zapalony miłośnik rybołówstwa. Sielawy, szczupaki i inne ryby poławiane w jeziorze

          nie wystarczały mu. Chciał koniecznie zaprowadzić sieje, które jadał jeszcze w swej
          ojczyźnie. Ale jak się wziąć do tego? W tym sęk: w owe czasy rybołówstwo nie stało
          jeszcze tak wysoko, jak obecnie, a o sztucznym zarybianiu stawów nie wiedziano
          zgoła.
             Chodzi sobie zakonnik po celi jednego wieczoru, rozmyśla, rozmyśla i tak
          w tych rozmyślaniach utonął, że ani spostrzegł się, gdy dwunasta na zegarze

          klasztornym uderzyła. Równocześnie z wybiciem ostatniego dźwięku coś zabłysło
          w celi, rozszedł się zapach siarki — przestraszony zakonnik patrzy, aż tu stoi przed
          nim w pluderkach obcisłych jegomość. (…) Spod fraka zwiesza się długi ogon,
          a na głowie sterczą ostre różki…

             Skłonił się diablik zakonnikowi i powiada:
             — Wielebny ojcze, wiem powód twej zadumy. Ale nic z tego, siei w jeziorze
          nie będzie, chyba że ja ci dopomogę.
             — Cóż chcesz za pomoc? — spytał kameduła.
             — O! nic wielkiego — żebyśmy tylko zakład zrobili. Ja polecę do Włoch,
          nachwytam po jeziorach tyle siei, ile tylko udźwignąć będzie można, i rozrzucę

          po jeziorze. Muszę jednakże w mig sprawić się z robotą, bo Włochy daleko, a ryba
          wyjęta z wody wnet życie traci. Jak myślisz, szanowny ojcze, wiele na to czasu trzeba?
             — Mniej więcej dwa, trzy dni — odpowiedział zakonnik.
             Zaiskrzyły się szatanowi ślepia z radości, że zakonnik w rozmowę się z nim wdaje,

          boć przecie mógłby go od razu krzyżem świętym het na cztery wiatry przepędzić,
          więc w zapale krzyknął:
             — Za godzinę będę z powrotem! — A widząc powątpiewanie na twarzy kameduły,
          dodał: — Załóżmy się. Jeśli wrócę na czas i zarybię jezioro, tak że w nim pełno siei
          po wszystkie będzie czasy, to szanowny ojciec w nagrodę da mi duszyczkę swoją…
          Czy zgoda? Bardzo jednak być może, że się spóźnię, droga daleka, a godzina mija

          tak prędko. Ponieważ jednak słowo się rzekło, więc go nie cofam. Spóźnię się choć
          o ćwierć minuty, moja przegrana: sieje wrzucę do jeziora, a sam wrócę z kwitkiem
          tam, skąd przyszedłem.
             Od słowa do słowa, stanęło na tym, że diablik ma za pół godziny cały transport

          ryb z Włoch dostawić. Trochę z początku kręcił kusy rogami na tak krótki termin,
          ale w końcu namyślił się i wyleciał oknem, tak iż tylko zafurczało w powietrzu.
             Zakonnik tymczasem chodzi po celi i cieszy się, że diabła wyprowadził w pole.
          Bo gdzieżby kto w pół godziny z tak dalekiej strony mógł powrócić?


          30
   27   28   29   30   31   32   33   34   35   36   37