Page 60 - polski 5 cz1
P. 60

Wszyscy z napięciem czekali, co teraz nastąpi. Jaką to straszliwą karę wymyśli wszechwładny Feri Acz.
       Nemeczek hardo stał na swoim miejscu i zaciskał wargi.
          Feri Acz obrócił się i skinął na Pastorów.
          – To straszny słabeusz. Nie wypada go bić. Ale… wykąpcie go. […]
          Nemeczek milczał. Wśród ogólnego śmiechu dał się doprowadzić do brzegu i tam obaj Pastorowie
       zanurzyli go w płytkiej wodzie […].
          Kiedy ujrzano go w ociekającym i zabłoconym ubraniu, wesołość wybuchła ze zdwojoną siłą. Woda
       lała się Nemeczkowi z kurtki, a gdy potrząsnął ramionami, z rękawów siknęło jak z konewki. […] Prze-
       ścigano się w szyderstwach.
          – Żaba!
          – Napiłeś się do woli?
          – Dlaczego sobie nie popływałeś?
          Nemeczek nie reagował na te kpiny. Gorzko się uśmiechał i wygładzał mokrą kurtkę. Wtedy podszedł
       do niego Gereb i szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i kiwając głową, zapytał:
          – No i co, dobrze było?
          Nemeczek podniósł na niego swoje duże niebieskie oczy i odparł:
          – Dobrze – powiedział cicho i już głośniej dodał: – Było mi znacznie lepiej niż tobie, kiedy stałeś na brze-
       gu i wyśmiewałeś się ze słabszego. I wolałbym siedzieć w tej wodzie po szyję do nowego roku niż knuć
       z wrogami moich przyjaciół. Nie żałuję, że zanurzyliście mnie w wodzie. Poprzednim razem, kiedy sam
       wpadłem do wody, też cię widziałem wśród nich na tej wyspie. I choćbyście mnie zapraszali, przypochle-
       biali się, a nawet dawali prezenty, nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Możecie mnie wsadzić do wody
       po sto i po tysiąc razy, ja i tak przyjdę tu jutro i pojutrze! I schowam się gdzieś tak, że mnie nie znajdziecie.
       Nie boję się nikogo z was. A gdy przyjdziecie do nas, na Plac Broni, zabrać nam naszą ziemię, to będziemy
       na was czekać. I pokażę wam, że kiedy będzie nas dziesięciu, tylu samo co was, to zupełnie inaczej poroz-
       mawiamy. Teraz jestem tu sam. Łatwo było mnie pokonać! Silniejszy zawsze wygrywa. […] W dziesięciu
       łatwo stawać przeciw jednemu. Ale ja nie żałuję. Możecie mnie nawet zabić, jeśli wam się tak spodoba.

       Nie musiałem przecież włazić do tej wody. Wystarczyłoby przystać do was. Ale ja tego nie chciałem. Może-
       cie mnie utopić, zatłuc na śmierć, ale ja nigdy nie będę zdrajcą jak ten ktoś, kto stoi wśród was, o… tam…
          W tym momencie wyciągnął rękę i wskazał na Gereba, któremu śmiech uwiązł w gardle. Światło
       latarni padło na ładną, jasną głowę Nemeczka, oświetliło ociekające wodą ubranie. Odważnie, dumnie
       i ze spokojem patrzył Nemeczek Gerebowi prosto w oczy, a ten poczuł nagle jakiś ogromny ciężar na du-
       szy. Spochmurniał i opuścił głowę. W tym momencie wszyscy umilkli i zapadła cisza niczym w kościele.
       Wyraźnie było słychać, jak z ubrania Nemeczka spadają na twardą ziemię krople wody.
          Milczenie przerwał głos Nemeczka:
          – Czy mogę odejść?
          Nikt mu nie odpowiedział. Zapytał więc raz jeszcze:
          – Nie zabijecie mnie? Mogę odejść?
          A ponieważ nikt nie odpowiedział, Nemeczek powoli ruszył w stronę mostku. […] Chłopcy uświado-
       mili sobie, że oto ten jasnowłosy malec jest małym bohaterem, w pełni zasługującym na miano prawdzi-
       wego mężczyzny…
                                                                                             przełożył Tadeusz Olszański

                                        58
   55   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65