Page 19 - polski 8 cz2
P. 19

Stałem  na  przyzbie ,  żeby  przedwieczornym  powietrzem  odetchnąć.   15  przyzba – wał ziemi usypany wokół
                                15
          Z izby dochodziły raźne dźwięki muzyki dodekafonicznej , to znów synte-    wiejskiej chaty
                                                               16
          tycznej. Coraz to buchały przyśpiewki a przytupywania. [...]               16  dodekafonia – technika komponowa-
             Wesele trwało w pełni, gdy jakoś przed jedenastą wyskoczył na środek    nia utworów muzycznych za pomocą 12
          młody Smyga zza rzeki, tancerz zawołany, pieśniarz i filut . Okręcił się parę   dźwięków
                                                               17
          razy, stanął przed orkiestrą i zaśpiewał na poczekaniu: „Już się przed wsią   17  filut – figlarz, żartowniś
          naszą/jasna przyszłość mości/przez szczęście społeczeństw do szczęścia ludz-
          kości!/Oj, dana, oj, dana!”.
             Bardzo się to wszystkim spodobało. Powstał śmiech i głośne brawa. Ale
          już młody Pieg odbił się, wyciął hołubca , czapkę na bok skręcił i zaśpiewał   18  hołubiec – celowe uderzenie obca-
                                               18
          w odpowiedzi: „Najpierw trzeba zacząć/od spraw moralności/do szczęścia     sem o obcas podczas tańca
          społeczeństw/przez ducha czystości!/Hop, dziś!!”.
             Na to znowu śmiech i brawa. Poniektórzy zaczęli krzyczeć na Smygę,
          żeby Piegowi się odciął. Ale ten nic nie rzekł, jeno cichaczem Piega zaszedł
          i niespodziewanie wypalił go głowicą atomową , co ją miał schowaną za pa-  19  głowica atomowa – element broni ją-
                                                    19
          zuchą .  Pieg  zatoczył  się  i  zaczął  promieniować,  ale  zdążył  jeszcze  guzik   drowej
               20
          u surduta nacisnąć i z wyrzutni, co ją miał ukrytą w prawej nogawce, rakietę   20  pazucha – schowek znajdujący się pod
          średniego zasięgu prosto w czoło tamtemu puścił. Byłby niewątpliwie Smygę   ubraniem na piersi
          wykończył, gdyby nie to, że mu ostatni człon rakiety nie odpalił i przez to na-
          stąpiła dewiacja  z kursu. Cofnął się Smyga, zakołysał i oparł o barierę ciepl-  21  dewiacja – silne odchylenie od normy
                        21
          ną, ale ta pękła i Smyga poleciał w głąb temperatury, przy stale wzrastającym
          jej współczynniku.
             – Ludzie, co robita?! – zawołał ojciec panny młodej, wskazując na staro-
          świecki, ścienny licznik Geigera .                                         22  licznik Geigera – czyt. gajgera; urzą-
                                      22
             Ale już gwałt się podniósł i rwetes, i na środku izby zaczęły szybko wyrastać   dzenie służące do wykrywania promie-
          ogromne niebieskie paprocie – zwyczajna rzecz przy wzmożonej radioaktyw-   niowania jądrowego
          ności  w zamkniętym pomieszczeniu. Już i inne rakiety latać zaczęły; jeden   23  radioaktywność – promieniotwórczość,
              23
          tylko Bańbuła zachował przyzwoitość i konwencjonalnie  rżnął nożem. Wtem   po przekroczeniu pewnego poziomu pro-
                                                            24
          gwizd ostry się rozległ. To gospodarz, widząc, że inaczej gości nie uspokoi, sko-  mieniowanie ma szkodliwy wpływ na or-
                                                                                     ganizm ludzki
          czył do domowego rezerwuaru , odkręcił kurek i gazy bojowe na izbę pusz-
                                      25
                                                                                     24  konwencjonalnie – tradycyjnie, zgod-
          czając, rozpoczął zakażanie. Rzucili się wszyscy do kombinezonów, ale mój   nie z ustalonymi zwyczajami
          okazał się nieszczelny, ponadto śpiący już trochę byłem, więc postanowiłem
                                                                                     25  rezerwuar – zbiornik
          zaniechać zabawy i pomału do domu się zbierać.
             Noc była jasna, bo od zagrody, gdzie odbywało się wesele – takie promie-
          niowanie biło, że bez trudu drogę znajdywałem. Szło się rześko, bo deszczyk
          radioaktywny też skropił raz i drugi. Trochę mi tylko to przeszkadzało, że czu-
          łem ssanie w organizmie – no, ale po zabawie to rzecz zwyczajna – no i to,
          że zaczęły mi wyrastać dodatkowe nóżki, po trzy pary z każdej strony, zielony
          róg na czole, a na grzbiecie chitynowy  pancerzyk. Jakoś jednak dobrnąłem   26  chitynowy – zbudowany z chityny, czy-
                                             26
          do chałupy, przelazłem przez szparę w ramie okiennej i znalazłszy sobie za-  li substancji tworzącej m.in. pancerze
          ciszne miejsce na listwie za szafą, z dala od pająków – zasnąłem spokojnie,   skorupiaków (np. raków, skorpionów)
          rozpamiętując, jak to było na tym hucznym weselisku.

            Sławomir Mrożek, Wesele w Atomicach, w: Krótkie, ale całe historie, Noir sur Blanc, 2019

                                                                                   17
   14   15   16   17   18   19   20   21   22   23   24