Page 61 - polski 5 cz2
P. 61
– Jakiż wyrok wydałbyś na tego zbrodniarza, ojczaszku? – żartobliwie spytał szeryf zakonnika.
– Grzech to wielki męczyć biedne, bezbronne stworzonko. Zwierz to stworzenie Boże... – odparł z obu-
rzeniem zakonnik – za pokutę winien grzesznik pościć o wodzie i chlebie i leżeć krzyżem w kościele...
Szeryf przerwał mu wybuchem śmiechu.
– […] Inaczej trzeba ich karać. Uciąć lewą rękę do łokcia temu łajdakowi, aby już nie mógł napiąć
łuku i strzelać do kozic jego królewskiej mości.
Mnich zadrżał i skulił się w swoim habicie.
W tej chwili z drugiego końca wsi rozległy się jakieś krzyki i nawoływania. Szeryf zmarszczył brwi
i spojrzał w tamtą stronę.
– Co się tam dzieje? Skocz no – rozkazał jednemu ze strażników. – Dowiedz się, o co chodzi.
Ale nim strażnik ruszył, od tamtej strony nadbiegł zadyszany żołnierz.
– Wasza wielmożność! – wołał, biegnąc do szeryfa. – Wasza wielmożność! Szajka rozbójników wyszła
z lasu i naciera na nas.
59