Page 47 - polski 6 cz2
P. 47

Pies zawył.
            Gdzież on był, u licha?
            Ida przetarła oczy, rozejrzała się i serce jej zamarło.
            Lucyper czy nie Lucyper?
            Przywiązane do drzewa, bezsilnie zwisało drobne stworzenie, od stóp do głów, od czubka nosa po
          cienki jak sznurek ogon, pokryte jaskrawozieloną farbą.
            Właściwie Ida rozpoznała Lucypera tylko po oczach.
            W kilkanaście minut później zaryczana Ida i Basia, zaciskająca usta w twardą linijkę, i nasępiony,
          groźny pan Paszkiet, i nawet wciąż niczego niepojmująca mama Borejko – zgromadzili się w łazience,
          nad miednicą pełną jęczącego, zielonego nieszczęścia. Lucyper był zszokowany – trząsł się, piszczał
          boleśnie, wyrywał się, to znów popadał w apatyczny bezwład – i z pewnością bardzo źle znosił kąpiel
          połączoną z szorowaniem. [...]
            Czyszczenie Lucypera przeciągnęło się. Kiedy wreszcie zdjęto z niego całą zieleń, został ponownie
          wykąpany, wysuszony i otulony ręcznikiem.
            – Teraz niech śpi – westchnął pan Paszkiet, wchodząc do gabinetu i osuwając się w swój fotel. – Ida,
          moje dziecko, bądź tak dobra i zamknij drzwi od ogrodu. Strasznie się tu wyziębiło.
            Deszcz już nie padał. Słychać było, jak na drewnianą podłogę werandy spadają z głośnym stukiem
          ostatnie krople z dziurawej rynny. W powietrzu unosiła się lekka mgiełka, która przeniknęła na wskroś
          wilgotną sukienkę Idy. Już miała przekręcić mosiężną klameczkę drzwi, kiedy nagły ruch za krzakami
          bzu zwrócił jej uwagę. […]
            Lisieccy wyleźli z krzaków i robili przegląd terenu, na którym przed dwiema godzinami zostawili swą
          ofi arę i narzędzia zbrodni.
            W Idę jakby diabeł wstąpił.
            Przeleciała werandę, trawnik i pasmo krzaków z szybkością kuli karabinowej, wyskoczyła na Lisiec-
          kich, zbiła z nóg młodszego, który zaraz rozciągnął się na trawie, a starszemu wykręciła rękę. Trzymał
          w niej pędzel ociekający farbą. Ida wyszarpnęła go z małej ręki, zaklęła i z rozmachem przejechała po

          policzkach chłopca.
            – No, co?! – zawrzeszczał, kiedy tylko złapał dech.



























                                                                                  45
                                                                                  45


   0717_881217_polski_kl6_cz_2_DRUK.indd   45                                                                 17.07.2019   20:21:23
   42   43   44   45   46   47   48   49   50   51   52