Page 64 - polski 7 cz 1
P. 64

Czytali z jego ust, gdy się do nich obrócił, i ciasno się przy nim skupili. W tym miejscu szlak rozszerzał się, two-
        rząc platformę, na której starczyło miejsca dla wszystkich. Stara kobieta oparła się rękoma o pochyłą skałę, było jej
        łatwiej stać w tej pozycji. Mal schylił się i kaszlał, kuląc ramiona. Nil, przykucnąwszy obok, położyła mu jedną rękę
        na brzuchu, a drugą na ramieniu.
           Lok patrzył w dal za rzekę, aby zapomnieć o trapiącym go głodzie. Rozszerzył nozdrza i natychmiast został na-
        grodzony mieszaniną licznych zapachów, bo mgławica znad wodospadu niewiarygodnie potęgowała każdy zapach,
        podobnie jak deszcz pogłębia i wyostrza barwy kwietnych łanów. Unosił się też zapach ludzi, swoisty, ale pomieszany
        z zapachem błotnistej ścieżki, na której się właśnie znajdowali.
           Był to już tak widomy znak ich letniego bytowania, że Lok roześmiał się radośnie i obrócił do Fa. [...]
           – Znajdziemy jedzenie – powiedział wyraźnie, poruszając szerokimi ustami. [...]
           Kiedy wspomniał o jedzeniu, poczuł głód tak realnie, jak wszystkie zapachy. [...]
           Wszyscy zatrzymali się dalej, na szlaku. Fa zawołała:
           – Już idziemy!
           Ha odkrzyknął:
           – Jest lodowa kobieta.
           Z tyłu za Malem i wyżej ciągnął się w głębi urwiska wąwóz zasypany starym śniegiem, do którego jeszcze nie
        dotarło słońce. Zimowy chłód i gradowe deszcze zbiły hałdy śniegu w bryłę lodu, która sterczała groźnie i na brzegach
        już się roztapiała, a spod niej wypływała strużka wody ogrzana cieplejszą skałą. Jeszcze nigdy nie widzieli lodowej
        kobiety w wąwozie, kiedy wracali z zimowej nadmorskiej jaskini, ale nawet im na myśl nie przyszło, aby Mal mógł ich
        przyprowadzić w góry za wcześnie. Lok zapomniał o swej przygodzie i o dziwnie nieokreślonym, a całkiem nowym
        zjawisku, jakim był zapach spienionej wody, i pobiegł naprzód. Stanął przy Ha, wykrzykując:
           – Oa! Oa! Oa!
           Ha zaczął także wykrzykiwać przy wtórze pozostałych:
           – Oa! Oa! Oa! [...]
           Liku także zaczęła pokrzykiwać i wymachiwać małą Oa, choć sama nie wiedziała, dlaczego to robi. Nowy zbudził
        się, oblizał różowym językiem wargi jak małe kocię i wyjrzał spomiędzy włosów za uchem Fa. Lodowa kobieta zwisała
        z tyłu nad nimi. Choć nieubłagana woda wciąż sączyła się z jej brzucha, ona nawet nie drgnęła. W ciszy i pośpiechu
        minęli Oa, przesłoniła ją skała. [...]
           Wspięli się kilka kroków pod górę i zatrzymali przed jaskinią, ich cienie, w docierającym tu jeszcze słońcu, kładły
        się na boki. Mal stłumił kaszel i czekał odwrócony do starej kobiety. Przyklękła w głębi jaskini i położyła bryłę gliny
        na samym środku. Następnie zrobiła w niej otwór i zaczęła ją rozprowadzać i przyklepywać dokładnie w tym miejscu,
        gdzie pozostał stary ślad. Przysunęła teraz twarz i zaczęła dmuchać. Dalej, w głębi jaskini, po obu stronach skalnego
        filaru, znajdowały się dwie nisze pełne patyków, gałęzi i grubych pni. Podeszła szybko do nagromadzonego stosu i przy-
        niosła parę gałęzi, trochę liści i zmurszałe polano, które już się rozsypywało. Ułożyła wszystko nad dołkiem w glinie
        i dotąd dmuchała, aż się pojawił dymek i strzeliła w górę iskra. Rozległ się trzask gałęzi, po czym ametystowo-czerwony
        płomień wzniósł się spiralą w górę i wyprostował, a jej twarz i oczy rozjarzyły się blaskiem. Znowu przyniosła z niszy
        naręcze gałęzi i dołożyła do paleniska, które trysnęło wspaniałym płomieniem pełnym iskier. Zaczęła wyrabiać palcami
        mokrą glinę, formując starannie jej brzegi i teraz ogień płonął w samym środku płaskiej misy. Podniosła się i oznajmiła:
           – Ogień rozbudził się na nowo. [...]
           Zaczęli znowu rozmawiać, ogromnie podnieceni. [...]
           [Lok] podniósł się i spojrzał w dół zbocza pokrytego ziemią i kamieniami. I rzeka nie zniknęła, ani góry. Jaskinia
        także na nich czekała. Nagle ogarnęło go wzruszenie, czuł się szczęśliwy. Wszystko na nich czekało: Oa też czekała.
        Nawet teraz wyciągała w górę pędy bulw, tuczyła pędraki, wydzielała z ziemi przeróżne wonie, dzięki niej wyrastały

                                       62
   59   60   61   62   63   64   65   66   67   68   69