Page 121 - polski 8 cz1
P. 121

kazy są wydawane pospiesznie umówionym sposobem. W kilku punktach miasta
          przeprowadzane są ostatnie odprawy, powtarzane szczegółowe instrukcje.
             I  oto  wszystko  gotowe.  W  rejonie  skrzyżowania  Bielańskiej  i  Długiej,
          wśród przechodniów i przygodnych gapiów ulicznych niewprawne oko nie
          dostrzegłoby trzech oddziałów Polskich Sił Zbrojnych. Dwa oddziałki z gra-
          natami i pistoletami, jeden z butelkami napełnionymi benzyną. W pobliskich
          ruinach parę pistoletów maszynowych. Na centralnym miejscu dowodzący
          całością młody człowiek trzyma w kieszeni płaszcza dłoń na kolbie nabitego
          pistoletu.
             Chociaż odbicie przeprowadza oddział Zośki, zapadła decyzja, iż całością
          dowodzić będzie kto inny, mniej niż Zośka ogarnięty wirem wydarzeń i uczuć.
          Zbliża się godzina siedemnasta. Dowódca, komendant warszawskiej chorą-
          gwi Szarych Szeregów – Orsza , występujący po raz pierwszy w podobnej      11   Orsza – patrz Więcej na temat, s. 123
                                       11
          sytuacji, denerwuje się nie z powodu zbliżającej się walki, denerwuje się dlate-
          go, że widzi w dalekiej perspektywie ulicy, jak wyznaczony do sygnalizowania
          o zbliżającej się karetce policyjnej łącznik obrócił się tyłem do miejsca, które
          ma obserwować i tak stoi. Naraz ów tyłem obrócony łącznik szybko zakrę-
          cił się w miejscu i zaczyna, nie zważając na otoczenie, machać kapeluszem
          zerwanym z głowy. Orsza przykłada gwizdek do ust i krótkim, zrozumiałym
          tylko dla zainteresowanych sygnałem, daje oczekiwany znak.
             Każda sekunda podobna jest teraz do niekończącego się czasu. Normalni
          przechodnie uliczni wydają się wielką i groźną masą, w której roi się od agen-
          tów. Ulicą Bielańską przejeżdża na motocyklu z przyczepką patrol niemiec-
          kiej żandarmerii. Tych dopiero licho nadało! Na szczęście przejechali, znikli.
          Tu i tam na chodniku widać mundur niemiecki. Trudno, robota musi być
          zrobiona. Wreszcie na zakręcie ukazuje się charakterystyczna sylwetka du-
          żego niemieckiego auta więziennego, krytej budy marki Renault . Dłonie     12  Renault – czyt. reno
                                                                       12
          zwierają się na butelkach, na granatach i na kolbach pistoletów. W ostatniej   13  granatowy policjant – potoczne okre-
          chwili z bramy najbliższego domu wychodzi granatowy policjant . Widzi      ślenie (powstałe od koloru mundurów)
                                                                        13
          pistolet w ręku jednego z młodych ludzi; oczy policjanta wytrzeszczają się   funkcjonariusza Polskiej Policji działa-
          w nic nierozumiejącym zdumieniu, a ręce zaczynają gmerać koło kabury       jącej w czasie okupacji hitlerowskiej,
          rewolweru.                                                                 podporządkowanej niemieckiej policji
                                                                                     porządkowej
             – Precz stąd – krzyczy Zośka. – Odejdź, jeśli ci życie miłe!
             Ogłupiały  policjant  wyciąga  jednak  pistolet  i  podnosi  go  w  kierunku
          Zośki. Zośka naciska spust, policjant, chwytając się za bok, pada na jezdnię
          i leżąc oddaje kilka strzałów.                                             14  arkada – łuk wsparty na dwóch ko-
             W tej samej sekundzie zbliża się od Placu Teatralnego więźniarka nie-   lumnach
          miecka. Szofer widocznie coś zrozumiał, gdyż dodaje gazu i zamiast wjechać   15  Arsenał Warszawski – budynek daw-
          w Nalewki, skręca na lewo w Długą. Za późno! Z chodnika wyskakują przed    nego arsenału, czyli zbrojowni (maga-
          auto młodzi ludzie; szkło tłuczonych butelek pryska znad maski samochodu   zynu broni), znajdujący się przy ul. Dłu-
                                                                                     giej 52 w Warszawie, w czasie II wojny
          objętej w jednej chwili płomieniem. Płomień z szybkością błyskawicy ogarnia   światowej zniszczony w 80% (zwłaszcza
          szoferkę.  Szofer  instynktownie  naciska  hamulec,  auto  zatoczywszy  krzywy   w czasie powstania warszawskiego
          łuk, posuwa się wolno koło arkad  Arsenału Warszawskiego . Z płonącej      i tuż po nim)
                                         14
                                                                   15
                                                                                   119
   116   117   118   119   120   121   122   123   124   125   126