Page 177 - polski 8 cz1
P. 177

Zbigniew Herbert                                                           Zbigniew Herbert – patrz s. 27.
          U wrót doliny

          Po deszczu gwiazd
          na łące popiołów
          zebrali się wszyscy pod strażą aniołów

          z ocalałego wzgórza
          można objąć okiem
          całe beczące stado dwunogów


          naprawdę jest ich niewielu
          doliczając nawet tych którzy przyjdą
          z kronik bajek i żywotów świętych
          ale dość tych rozważań
          przenieśmy się wzrokiem
          do gardła doliny
          z którego dobywa się krzyk


          po świście eksplozji
          po świście ciszy
          ten głos bije jak źródło żywej wody

          jest to jak nam wyjaśniają
          krzyk matek od których odłączają dzieci
          gdyż jak się okazuje
          będziemy zbawieni pojedynczo


          aniołowie stróże są bezwzględni
          i trzeba przyznać mają ciężką robotę

          ona prosi
          – schowaj mnie w oku
          w dłoni w ramionach
          zawsze byliśmy razem
          nie możesz mnie teraz opuścić
          kiedy umarłam i potrzebuję czułości

          starszy anioł
          z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
          staruszka niesie
          zwłoki kanarka
          (wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
          był taki miły – mówi z płaczem

                                                                                   175
   172   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182