Page 88 - polski4
P. 88
byłby niegrzeczny, a postanowiła sobie, iż będzie grzeczna za wszelką
cenę. Ale czuła się bardzo zaskoczona, że każą jej studiować stronę,
le père – czyt. le per na której tłumaczono, że „le père*” znaczy „ojciec”, a „la mère*” –
la mère – czyt. la mer „matka”. [...]
Monsieur Dufarge przybył wkrótce. Był to bardzo miły, rozumny
Francuz w średnim wieku i zainteresował się od razu, kiedy oczy jego
padły na Sarę czytającą pilnie swoją książeczkę.
madame – czyt. madam – proszę – Czy to moja nowa uczennica, madame*? – zwrócił się do panny
pani Minchin. – Mam nadzieję, że będę miał z niej pociechę.
– Jej ojcu, kapitanowi Crewe, bardzo na tym zależy, aby rozpoczę-
ła naukę francuskiego. Ale mam wrażenie, że dziewczynka ma jakieś
dziecinne uprzedzenie do tego języka. Najwyraźniej nie ma chęci go
się uczyć – odparła panna Minchin.
mademoiselle – czyt. madmłazel – Bardzo to dla mnie przykre, mademoiselle* – zwrócił się dobro-
– panienka tliwie nauczyciel do Sary. – Być może, kiedy zaczniemy naukę, uda
mi się przekonać panienkę, jaka to piękna mowa.
Mała Sara wstała z miejsca. Była już bliska rozpaczy. Spojrzała
błagalnie na pana Dufarge swoimi wielkimi, szarozielonymi ocza-
mi. Wiedziała, że skoro zacznie wreszcie mówić, nauczyciel od razu
wszystko zrozumie. Zaczęła wyjaśniać z prostotą śliczną, płynną
francuszczyzną. [...]
Kiedy Sara zaczęła mówić, panna Minchin drgnęła gwałtownie
lorgnon – czyt. lorńją – rodzaj i znieruchomiała, lustrując dziewczynkę przez lorgnon*, dopóki ta
okularów na długiej rączce nie umilkła. Twarz nauczyciela rozpłynęła się w uśmiechu. Na dźwięk
dziecinnego głosiku, mówiącego jego ojczystym językiem z taką pro-
stotą i swobodą, wydało mu się, że znalazł się nagle w kraju rodzin-
nym – który podczas pochmurnych, mglistych dni londyńskich zda-
wał się bardzo, bardzo odległy. Kiedy Sara skończyła, wziął od niej
podręcznik [...]. Następnie zwrócił się do panny Minchin.
– Ach, madame – rzekł – doprawdy niewiele czego mogę nauczyć
tę panienkę. Ona nie uczyła się francuskiego, ona po prostu jest Fran-
cuzką. Akcent ma prześliczny.
– Powinnaś mnie była uprzedzić! – zawołała zdruzgotana panna
Minchin.
– Ja... ja... próbowałam – wyjąkała Sara. – Widocznie niezręcznie
zaczęłam...
Panna Minchin wiedziała dobrze, że Sara próbowała i nie była to
jej wina, iż nie pozwolono jej wytłumaczyć sprawy. [...]
– Proszę o ciszę, panienki! – zawołała groźnie, pukając w stolik. –
Proszę o ciszę!
tłumaczenie Wacława Komarnicka
86