Page 131 - polski 5 cz2
P. 131
Julka podeszła bliżej i delikatnie musnęła palcami jej grzbiet. W tej samej chwili księga zsunęła się
z półki i z trzaskiem spadła na podłogę, tuż pod stopy dziewczyny. Przez chwilę stronice przewracały się,
jakby ktoś nie mógł się zdecydować, którą z nich wybrać. Kurz opadł i rodzeństwo ujrzało dziwny rysu-
nek. Przedstawiał on ptaka, który unosił się nad popiołami, trzymając w dziobie kielich. Pod rysunkiem
widniał tekst:
– Zagadka! – zawołała Julka.
– Raczej jakiś żart! – Julian wzruszył ramionami i dodał pod nosem: – Jestem pewny, że właśnie on,
ten podstępny antykwariusz, nas zahipnotyzował – wymówił z przerażeniem to słowo – i teraz myśli, że
we wszystko uwierzymy.
Odwrócił jednak kolejną stronę, był bowiem ciekaw, czy jest tam więcej takich zagadek. Jakież było
jego zdumienie, kiedy odkrył, że karty księgi są puste! Wszystkie, co do jednej. Teraz już razem przerzu-
cali je gorączkowo. Nie mogli pojąć, że tak opasły tom ma tylko jeden rysunek i cztery linijki tekstu.
Julka klęczała na podłodze, wpatrując się w starannie wykaligrafowane słowa.
– Mam przeczucie, że odpowiedź na to pytanie znajdziemy na innej półce. – I nie wahając się ani
chwili, ruszyła w stronę kolejnego regału. Tym razem półki zajęte były przez stare książki wydane dawno
temu, ale przez tę samą oficynę.
– De hominibus doctis… Farmakopea Firenze… Cornucopiae… – Julian, który szybko znalazł się u boku
siostry, czytał półgłosem łacińskie tytuły.
– Nic nie rozumiem – poskarżył się, stukając palcem w grzbiety ksiąg.
129