Page 130 - polski 5 cz2
P. 130

Były tam liście i zwierzęta, drzewa i strumienie, księżyc i słońce. Sceny obejmowały siedem tomów
       stojących w szeregu na uginających się pod ich ciężarem półkach. Nagle zapałka zgasła. Chłopak po-
       spiesznie zapalił następną. Rozległ się trzask i wtedy w wątłym świetle ukazała się stara zakurzona lampa
       naftowa. Stała tuż przy regale i Julek pomyślał, że mieli wyjątkowe szczęście, iż udało im się ją zauważyć.
       Na zielonym dnie pojemnika widać było niewielką ilość nafty, w której tkwił zużyty knot.
          – Musiała służyć wielu badaczom ksiąg – powiedziała cicho Julka. – Masz jeszcze kilka zapałek? –
       zapytała.
          – Mam trzy – odpowiedział Julian. – Tylko trzy i ani jednej więcej.
          Niemal w odpowiedzi na jego słowa zapałka zgasła i tym razem ciemność wydała się głębsza i groź-
       niejsza, jakby coś czaiło się między regałami i czyhało na nich w mroku.
          Julka kucnęła i po omacku sięgnęła po lampę, unosząc ją ostrożnie. Była ciepła. Pomyślała, że jeszcze
       przed chwilą ktoś jej używał.
          – Julek – odezwała się zduszonym głosem – ona nie stoi tu tak długo, jak mogliśmy sądzić.
          Brat ścisnął siostrę za rękę i szepnął jej do ucha:
          – Myślę, że ktoś tu jest.
          Jula zdjęła klosz lampy i postawiła go na podłodze. Potem wyprostowała knot i sięgnęła po pudeł-
       ko, które bez słowa sprzeciwu wręczył jej Julek. Płomień zapałki był nadspodziewanie duży, tak duży,
       że dziewczyna drgnęła i bezwiednie wypuściła ją z rąk.
          – Co ty robisz? – jęknął Julek. – Daj, ja zapalę. – I przytknął przedostatnią zapałkę do kartonika. Tym
       razem płomień był równy, a drewienko spalało się powoli, więc dotknął nim knota i czekał, aż ten się
       rozżarzy. Patrzyli w napięciu na coraz krótszy koniec patyczka, który czerniał, skręcał się, aż wreszcie
       zgasł i świat pogrążył się w ciemnościach.
          – Ostatnia – oznajmił posępnie Julek.
          – Poczekaj – powstrzymała go siostra i wyjęła knot z lampy, aby zamoczyć jego koniec w kilku kro-
       plach nafty. Włożyła go z powrotem do szklanej kuli. – Zapalaj!
          Brat zamknął oczy i odetchnął głęboko. Potem zapalił zapałkę i nie czekając, aż płomień urośnie,

       zbliżył ją do knota. Przez ułamek sekundy wydawało się, że nic z tego nie będzie.
          Coś zaskwierczało, syknęło, lecz w ostatniej chwili mały nieśmiały płomyczek pojawił się na zakurzo-
       nym sznureczku, aby w następnym momencie zapłonąć. Lampa rozbłysła.
          Julka ostrożnie nałożyła szklany klosz i pokręciła z niedowierzaniem głową.
          – Udało się – westchnęła z ulgą. – Jednak się udało.
          Julian powoli wypuścił długo wstrzymywany oddech. Teraz mogli już zrobić kilka kroków, aby zo-
       rientować się w przestrzeni labiryntu. Julka doszła do skrzyżowania korytarzy i wtedy w perspektywie
       dostrzegła kolejne ulice książek. Pobiegła więc jeszcze dalej i z przerażeniem stwierdziła, że jest ich
       nieskończenie wiele.
          – Jesteśmy w pułapce, która nie ma wyjścia – powiedziała tak rzeczowo, jakby nie było w tym nic
       dziwnego. – Myślę, że jeśli mielibyśmy je znaleźć, to nie między półkami.
          Julian zbliżył się do wielkiego regału, na którym leżała tylko jedna książka. Uniósł wysoko lampę,
       oświetlając zakurzone brzegi tomu. Lampa przygasła, lecz po chwili uwięziony w niej płomień rozświetlił
       półki. Leżał tam potężny wolumin pokryty skórą.
          – Musisz to zobaczyć, siostrzyczko! – zawołał. – Nigdy nie widziałem tak wielkiej księgi.

                                        128
   125   126   127   128   129   130   131   132   133   134   135