Page 128 - polski 5 cz2
P. 128
– To moja przystań, mój spokojny ląd – powiedział nowy właściciel sklepu. – A wy jesteście moimi
pierwszymi gośćmi.
– Więc jednak to jest antykwariat... – Julka westchnęła i rozejrzała się raz jeszcze.
– Tak – odparł gospodarz. – A ja jestem antykwariuszem.
– Antykwariat… – Julian wymówił to słowo, jakby odkrył jakiś nowy świat.
Słońce skryło się za chmurami i nagle zrobiło się zupełnie ciemno. Kurz uniósł się w powietrzu i przez
chwilę nic nie było widać. Jakby ktoś spuścił zasłonę, chcąc zakryć jakąś tajemnicę. Julka pochyliła się
nad leżącą na fotelu księgą otwartą na rycinie przedstawiającej wielką bibliotekę – istny labirynt regałów
wypełnionych tysiącami tomów.
Julian, zerkając na antykwariusza, który uważnie im się przyglądał, podszedł do siostry i zajrzał jej
przez ramię. Gdy jego oczy spotkały się z obrazem w książce, poczuł coś dziwnego, najpierw lekki zawrót
głowy, a potem jakby podłoga uciekała mu spod stóp.
– Julka! – krzyknął, chwytając ją w ostatniej chwili za łokieć. – Coś się dzieje!
Znajdowali się teraz wśród zakurzonych półek, w wielkiej bibliotece [...], w miejscu, którego nie znali,
i gdyby pozostawiono im jakiś wybór, nigdy nie zdecydowaliby się go poznać.
126