Page 46 - 890694_GWK_podrecznik_kl3_cz 3_2019
P. 46

96. Ludzie wokół nas





          Pan Wredzik


             Kacper przyszedł z podwórka z niewyraźną miną: kręcił się wokół

          mnie, chrząkał — wreszcie, poirytowany, zapytałem, o co mu chodzi.
             — Tato? Czy ja jestem?...
             Zamilkł zaczerwieniony.
             — No?! — ponagliłem.
             — Czy ja jestem… — wystękał, nie patrząc mi w oczy — …tolerancyjny?!...

             — Mam nadzieję, że tak — odparłem zdumiony.
             — Masz nadzieję?! — krzyknął ze zgrozą.
             Przez chwilę przemknęło mi przez głowę, że ktoś tu zwariował.

             — A co? — zapytałem ostrożnie.
             — Dobrze być tolerancyjnym?! — wrzasnął Kacper.
             Dotknąłem jego czoła — zimne.
             — Dobrze… — odparłem. W razie jakiejś gwałtownej reakcji byłem gotów złapać

          mego synka i zawieźć do lekarza.
             Kacper jednak oklapł wyraźnie i nad czymś intensywnie rozmyślał.
             — Dobrze?... — spojrzał na mnie zdziwiony. — Pan Wredzik mówi,
          że niedobrze…

             „No, to jesteśmy w domu… — pomyślałem. — Pan Wredzik?... wiecznie skłócony
          ze wszystkimi staruszek”.
             Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i poprosiłem, by Kacper wszystko mi
          opowiedział.

             — W naszym bloku — zaczął Kacper — mieszkają Wietnamczycy, wiesz o tym,
          prawda?
             — Wiem… — Pan Kim prowadzi małą restaurację, w której można pysznie zjeść.

             — Tam jest taki chłopak… — ciągnął Kacper — ma na imię Huan, to mój kolega,
          on mnie uczy jeździć na deskorolce, wymieniamy się grami komputerowymi…
          Bardzo go lubię…
             — No i?... — ponagliłem.

             — No i pan Wredzik powiedział, że nie powinienem się z nim bawić.
             Poczułem, jak ogarnia mnie złość, ale nie dałem tego po sobie poznać.
             — Bo to Wietnamczyk, nie Polak! — wyrzucił z siebie Kacper — i nie chodzi
          do kościoła. I zabrał mieszkanie jakiemuś Polakowi. Pan Wredzik powiedział,

          żebym nie był taki tolerancyjny, bo przez takich jak ja jest bieda!
             Odliczyłem w myślach do dziesięciu, a potem z całym spokojem, na jaki było
          mnie stać, zacząłem wyjaśniać:


          44
   41   42   43   44   45   46   47   48   49   50   51