Page 98 - polski 6 cz2
P. 98
– Już wiem – Leslie była coraz bardziej podekscytowana – to bę-
8
8 Narnia – fantastyczny świat dzie druga Narnia , do której można się dostać jedynie za pomocą tej
wykreowany przez C.S. Lewisa, oto zaczarowanej liny. – Oczy jej błyszczały. Chwyciła linę. – Chodź-
twórcę cyklu powieści pt. Opo- my! Musimy zaraz znaleźć odpowiednie miejsce na nasz zamek.
wieści z Narnii Przeszli zaledwie kilka metrów w głąb lasu, po drugiej stronie ło-
żyska rzecznego, gdy Leslie zatrzymała się.
– Może tu? – spytała.
– Fajnie – zgodził się szybko Jess, bardzo zadowolony, że nie mu-
szą iść głębiej w mroczny las.
Oczywiście może ją tam zabrać, nie jest aż takim tchórzem, żeby
nie wyprawić się kiedyś między wiecznie mroczne kolumny wysokich
sosen. Ale na stałą siedzibę miejsce wybrane przez Leslie bardzo mu
odpowiadało – dereń i strąkowiec grały w chowanego między dęba-
mi i wiecznie zielonymi krzewami, a przez gałęzie drzew prześwie-
cały złote promienie słońca, przyjemnie grzejąc nogi.
– Fajnie – powtórzył, energicznie potakując głową.
Podszycie było suche i łatwo było oczyścić kawałek ziemi, w tym
miejscu prawie płaskiej.
– To bardzo dobry teren do budowy.
Leslie nazwała ich tajemniczą siedzibę: Terabithia i pożyczyła
Jessowi wszystkie swoje książki o Narnii, żeby wiedział, jak powinno
wyglądać takie zaczarowane królestwo, jak trzeba chronić zwierzęta
i drzewa, jak powinien zachowywać się władca. To było najtrudniej-
sze. Kiedy mówiła Leslie, słowa brzmiały naprawdę po królewsku
i wiadomo było, że jest prawdziwą królową. Natomiast Jessowi z tru-
dem przychodziła zwykła poprawna angielszczyzna, nie mówiąc już
o poetyckim języku króla.
Jess miał za to zręczne ręce. Przyciągnęli deski i inne materiały bu-
9
9 Bessie – czyt. bes-i dowlane za sterty śmieci porzuconych obok pastwiska panny Bessie
i w miejscu, które przedtem wybrali, zbudowali swój zamek-twierdzę.
Leslie przyniosła puszkę po kawie, pełną herbatników i suszonych
owoców, i drugą, mniejszą, wypełnioną sznurkami i gwoździami.
Znaleźli też pięć starych butelek po coca-coli, wymyli je i napełnili
wodą, na wypadek – jak to określiła Leslie – „oblężenia”.
I tak jak Bóg w Biblii, podziwiali to, co stworzyli, i uznali, że jest dobre.
– Powinieneś narysować Terabithię, rysunek powiesimy w zamku
– powiedziała Leslie.
– Nie potrafię. – Jak miał jej wytłumaczyć, tak żeby zrozumiała, że
marzył o tym, by uchwycić drgające wokół życie, lecz kiedy próbował,
wymykało mu się między palcami i na papierze zostawała sucha ska-
mielina? – Nie potrafię narysować poezji drzew – wyjaśnił.
96