Page 17 - polski 7 cz 2
P. 17

Ten, co ziemią wstrząsa, nie zbawiłby cię od złego. Ale ty zbliż się raczej do urwiska Skylli i prędko płyń mimo, wszak
          o wiele lepiej opłakiwać sześciu towarzyszy niż wszystkich razem.
             Rzekła, odpowiedziałem pełen lęku:
             – Powiedz mi jeszcze, bogini, słowo niezawodne: czy mógłbym, jeśli ucieknę spod złowieszczej Charybdy, bronić
          się przed tamtą, gdy się rzuci na towarzyszy?
             Tak mówiłem, arcyboska odparła:
             – Nieszczęsny, zawsze ci w głowie wojny i bitwy: czyż nie ustąpisz nawet bogom nieśmiertelnym? Nie jest ci ona
          śmiertelna, to jest zło nieśmiertelne, straszne, dzikie, niepokonane. Nie masz na nią siły, najlepiej uciec od niej. Jeśli
          się zatrzymasz pod skałą, by sięgnąć po oręż, boję się, że ona znów wyskoczy i porwie ci tylu ludzi, ile ma głów. Jak
          najprędzej umykaj i głośno wołaj Kratais – to matka tej Skylli, ona ją zrodziła na ludzkie nieszczęście i ona ją po-
          wstrzyma od nowej napaści.
             Zaczem przybędziesz do wyspy Trynakii. Tam pasą się Heliosaliczne krowy i tłuste owce, siedem stad krów i tyleż

          pięknych trzód owiec, w każdej sztuk pięćdziesiąt. Ani się nie rodzą, ani nie umierają. Boginie są ich pasterkami,
          pięknowłose nimfy Faetusa i Lampetia, które zrodziła Heliosowi boska Neajra. Zrodziwszy je i wychowawszy, posłała
          czcigodna matka na wyspę Trynakię, daleko, by strzegły owiec ojcowskich i krów krzyworogich. Jeślibyś z myślą o po-
          wrocie zostawił je nietknięte, dotarlibyście do Itaki, chociaż po wielu niedolach – jeślibyś ich tknął, mogę ci wróżyć
          zgubę okrętu i towarzyszy. Ty sam co prawda wyjdziesz cało, ale późno wrócisz i marnie, straciwszy całą drużynę.
             Ledwo skończyła, gdy oto na złotym tronie wzeszła Jutrzenka. Arcyboska wróciła w głąb wyspy, a ja do okrętu
          budzić towarzyszy, by wsiadali i odczepiali cumy. W lot wskoczyli na pokład i zasiedli przy burtach, i rzędem siedząc,
          wiosłami bili siwe morze. A w ślad za okrętem o dziobie błękitnym pomyślny wiatr, zacnego towarzysza, co nam żagle
          wydymał, posłała pięknowłosa Kirke, dziwna bogini o ludzkim głosie. I tak siedzieliśmy w nawie ożaglonej, a wiatr
          i sternik ją prowadził. Wtedy ja z troską w sercu przemówiłem do towarzyszy:
             – Kochani, nie powinien jeden albo dwóch z was wiedzieć, jakie wyroki odsłoniła mi Kirke arcyboska, dlatego
          powiem, byście je wszyscy poznali [...].
             Tak mówiąc, wszystko towarzyszom wyjawiłem. A właśnie nasz dzielny statek, gnany wiatrem, szybko zbliżał się
          do wyspy Syren. [...] Wszystkim po kolei towarzyszom zalepiłem uszy. Oni zaś związali mi ręce i nogi, przymocowali
          do masztu, sami zaś, siedząc przy wiosłach, bili siwe morze. Jechaliśmy żwawo i posunęliśmy się, ile głos doniesie. Już
          nie uszedł Syrenom nasz chyży okręt, który coraz się zbliżał, i wtedy podniosły dzwonny śpiew:
             – Chodź do nas, sławiony Odyssie, wielka chwało Achajów (Greków – przyp. red.), zatrzymaj statek, byś mógł
          słuchać naszego głosu. Nikt bowiem tu nie przepłynie na czarnym okręcie, póki z naszych ust nie posłyszy słodkiej
          pieśni. A kto się nią nacieszy, odjeżdża mądrzejszy [...].
             Tak mówiły, śląc przecudny śpiew, a moje serce pragnęło słuchać. Ruchem brwi nakazywałem towarzyszom, by
          mnie odwiązali, lecz oni, pochyleni całym ciałem, wiosłowali. Wstał tylko Perimides i Euryloch i w gęstsze pęta jeszcze
          mnie mocniej ujęli. A kiedy okręt przepłynął i już nie było słychać śpiewu Syren ani głosu, moi wierni towarzysze
          wydobyli wosk, którym zalepiłem im uszy, a mnie uwolnili z więzów.
             Straciwszy z oczu tę wyspę, widzę nagle wielki dym i słyszę huk. Wszyscy się zlękli, wiosła wypadły z rąk i z szu-
          mem szły z prądem. Statek stanął w miejscu, niepopędzany wiosłami o wygładzonych piórach. Ja zaś obchodziłem
          pokład i zachęcałem towarzyszy miłym słowem, stając przy każdym:
             – Przyjaciele, złe przygody nam nie nowina. [...] A teraz słuchajcie i róbcie wszystko, co powiem. [...]
             Mówiłem, oni w lot usłuchali mych słów. O Skylli nie wspomniałem, o tej niepożytej szkaradzie, by mi drużyna ze
          strachu nie porzuciła wioseł i nie ukryła się pod pokładem. Zapomniałem natomiast ze smutnych przestróg Kirki tę,
          by mnie coś nie skłoniło się uzbroić – owszem, włożyłem swą sławną zbroję i w dłonie chwyciłem dwie włócznie, i tak
          wkroczyłem na przód okrętu. Spodziewałem się zobaczyć stąd jaskiniową Skyllę, jak niesie zgubę moim towarzyszom.

                                                                                   15
   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21   22