Page 73 - polski 8 cz1
P. 73
Falconbridge wziął papier i zaczął czytać.
– Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie
zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem!
– Potrafię być i sumiennym latarnikiem.
– Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. Czy nogi macie
zdrowe?
– Przeszedłem piechotą „pleny” . 12 pleny – tak niegdyś nazywano tereny
12
– All right! Czy jesteście obeznani ze służbą morską? w Stanach Zjednoczonych rozciągają-
13
– Trzy lata służyłem na wielorybniku . […] ce się między stanem Nowy Jork a Kali-
14
– Well! – rzekł. – Przyjmuję was. Jesteście latarnikiem. fornią
15
Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością. […] 13 All right! (czyt. o-rajt) – w porządku
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę 14 wielorybnik – statek do połowu wielo-
międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy rybów
latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody 15 well (czyt. łel) – dobrze
swoje snopy jaskrawego światła. […]
Część swych dziwnych kolei opowiadał sam Falconbridge’owi, nie wspo-
mniał jednak o tysiącznych innych przygodach. Miał on nieszczęście, że ilekroć
rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał
kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie. Spoglą-
dając teraz z wieżowego balkonu na oświecone fale, wspominał o wszystkim,
co przeszedł. Oto bił się w czterech częściach świata – i na tułaczce próbował
wszystkich niemal zawodów. Pracowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza
i zawsze tracił go wbrew wszelkim przewidywaniom i największej ostrożno-
ści. Był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce,
strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. Gdy w swoim czasie założył
w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbował handlu z dzikimi plemiona-
mi zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego rozbiła się na Amazonce,
on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach przez kilka tygodni,
żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć w paszczy drapież-
nych zwierząt. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkansas, i – spalił się
w wielkim pożarze całego miasta. Następnie w Górach Skalistych dostał się
w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyjskich strzelców.
Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux , potem 16 Bordeaux – czyt. bordo
16
jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. Miał fabrykę cygar
w Hawanie – został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam leżał chory
na „vomito” . Wreszcie przybył do Aspinwall – i tu miał być kres jego nie- 17 vomito – z wł. wymioty, również okre-
17
powodzeń. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysepce? ślenie tropikalnej choroby zwanej żółtą
Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał febrą, której jednym z objawów są nud-
złego. Częściej spotykał dobrych niż złych. […] Tymczasem niespodzianie ności
w ciągu dwunastu godzin dostał posadę jakby wybraną dla siebie ze wszyst-
kich na świecie. Nic też dziwnego, że gdy wieczorem zapalił swoją latarnię,
był jakby odurzony, że pytał sam siebie, czy to prawda, i nie śmiał odpowie-
dzieć: tak.
71