Page 75 - polski 8 cz1
P. 75

roku w Paryżu. Potem, wojując w Algerze i w Hiszpanii, słyszał od rodaków
          o  coraz  wzrastającej  sławie  wielkiego  wieszcza,  ale  tak  przywykł  wówczas
          do karabina, że i do ręki nie brał książek. W czterdziestym dziewiątym roku
          wyjechał do Ameryki i w awanturniczym życiu, jakie prowadził, prawie nie
          spotykał Polaków, a nigdy książek polskich. Z tym większą też skwapliwością
          i z tym żywiej bijącym sercem przewrócił kartę tytułową. Zdało mu się te-
          raz, że na jego samotnej skale poczyna się dziać coś uroczystego. Jakoż była
          to chwila wielkiego spokoju i ciszy. Zegary aspinwallskie wybiły piątą po połu-
          dniu. Jasnego nieba nie zaciemniała żadna chmurka, kilka mew tylko pławiło
          się  w  błękitach.  Ocean  był  ukołysany.  Nadbrzeżne  fale  zaledwie  bełkotały
          z cicha, rozpływając się łagodnie po piaskach. W dali śmiały się białe domy
          Aspinwallu i cudne grupy palm. Naprawdę było jakoś uroczyście, a cicho
          i poważnie. Nagle wśród tego spokoju natury rozległ się drżący głos starego,
          który czytał głośno, by się samemu lepiej rozumieć:

                Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie!  24                     24  fragment  Inwokacji rozpoczynającej
                Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,                           Pana Tadeusza Adama Mickiewicza
                Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
                Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie…

             Skawińskiemu zabrakło głosu. Litery poczęły mu skakać do oczu; w piersi
          coś urwało się i szło na kształt fali od serca wyżej i wyżej, tłumiąc głos, ściska-
          jąc za gardło… Chwila jeszcze, opanował się i czytał dalej:

                Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
                I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
                Nowogrodzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
                Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem,
                (Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
                Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
                I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
                Iść, za zwrócone życie podziękować Bogu),
                Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono…

             Wezbrana fala przerwała tamę woli. Stary ryknął i rzucił się na ziemię;
          jego mleczne włosy zmieszały się z piaskiem nadmorskim. Oto czterdzieści
          lat dobiegało, jak nie widział kraju, i Bóg wie ile, jak nie słyszał mowy rodzin-
          nej, a tu tymczasem ta mowa przyszła sama do niego – przepłynęła ocean
          i znalazła go, samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka droga, taka
          śliczna! We łkaniu, jakie nim wstrząsało, nie było bólu, ale tylko nagle rozbu-
          dzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym… On po prostu
          tym wielkim płaczem przepraszał tę ukochaną, oddaloną za to, że się już tak
          zestarzał, tak zżył z samotną skałą i tak zapamiętał, iż się w nim i tęsknota
          poczynała zacierać. A teraz „wracał cudem” – więc się w nim serce rwało.   Kazimierz Mordasewicz, Portret
          Chwile mijały jedna za drugą: on wciąż leżał. […] Słońce już było przeszło   Henryka Sienkiewicza, 1899

                                                                                   73
   70   71   72   73   74   75   76   77   78   79   80