Page 89 - polski 7 cz 2
P. 89
Pewnego razu – spośród wszystkich innych zacnych dni w roku w samiut-
ką wilię Bożego Narodzenia – Scrooge siedział przy pracy w swym kantorze.
Było to popołudnie dokuczliwe, mroźne, mgliste. Scrooge słyszał, jak ludzie
na podwórzu przechadzają się tam i sam, pohukując, bijąc rękami w piersi
i przytupując dla rozgrzewki. Zegary na wieżach dopiero co wybiły trzecią,
ale mrok spowił już miasto. [...]
Drzwi kantoru Scrooge trzymał otwarte, aby bezustannie mieć na oku
5
swego kancelistę , który w posępnej, małej norze, raczej studni niźli izbie, 5 kancelista – pracownik, urzędnik
kopiował listy. W pokoju Scrooge’a palił się na kominie skąpy ogień, lecz w kancelarii
ogień w izdebce jego pomocnika był tak mały, że tlił się chyba jeden najwyżej
węgielek. Ale biedak nie mógł ognia podsycać, bo skrzynka z węglem stała
w pokoju Scrooge’a, pewne zaś było jak amen w pacierzu, że jeśli kancelista
zbliży się z szufelką, jego pryncypał wraz mu oznajmi, iż będą musieli się roz- 6 pryncypał – dawniej: zwierzchnik, szef
6
stać. Przeto kancelista, opatuliwszy się białym włóczkowym szalem, usiłował
ogrzać członki przy płomieniu świecy; że jednak nie miał bujnej wyobraźni,
usiłowania te okazały się daremne.
87