Page 143 - polski 8 cz1
P. 143
odzieży. Lubi szyć. Przy szyciu nie trzeba mówić – śmieje się. Nie, żeby mó-
wienie sprawiało jej trudność, nie. Ta te-ra-pia bardzo jej pomogła, ale jest
– zastanawia się – jest niezbyt chętna dla mowy. Przywykła milczeć i ten przy-
wyk w niej pozostał. 1 przywyk – przyzwyczajenie
1
Patrzy uważnie, czy ją dobrze zrozumiano:
– Przywyk jest drugą naturą – objaśnia.
Ma gładką twarz dziecka i jest wątłej budowy.
– Jak mnie wtedy odkryli, to byłam jak małpka. Małp-ka. Niby czło-
wiek, niby zwierzątko. Miałam takie długie, chude ręce, włosy do pasa i ciało
w strupach. Rozmawiałam... o tak... – śmieje się i rękoma wykonuje jakieś
ruchy. Pytali: kto ty? A ja o, tak (wzrusza ramionami, rozkłada dłonie). Jak
ci na imię? a ja... o, tak. Siedziałam na podwórzu w kucki, ludzie dookoła,
dzieci pokazywały na mnie: Małp-ka. A starsi znowuż: Niemowa. Żydowska
niemowa. Pani rozumie?
Dolewa herbaty, przysuwa ciasteczka, które sama upiekła.
Lubi gotować, lubi piec.
– W fabryce wołają na mnie Wesoła Zosia.
Dlaczego? No, bo jest wesoła i lubi się pośmiać, ot tak, z byle czego. U niej
wszystko objawia się wesołością. Bo są kobiety, które po tym, co przeszły, mają
różne smutne nastroje. Ona nie. To nawet dziwne. Niechęć do mowy i chęć
do śmiechu. Słyszała, jak lekarz mówił, że to są ob-ja-wy.
Wygładza obrus, który wyhaftowała na kolorowo, i na prośbę, żeby opo-
wiedziała coś więcej o swych przeżyciach, uśmiecha się z zakłopotaniem:
– O czym tu jest mówić, proszę pani? Byłam w tej stodole dwie zimy.
To znaczy – wylicza – przyszłam jesienią, potem była pierwsza zima, potem
wiosna, lato, druga jesień, druga zima i jeszcze kawałek drugiej wiosny.
Dwa miesiące siedziała na próżno, bo nie wiedziała, że już po wojnie.
I gdyby chłopi nie chcieli rozebrać tej stodoły, co stała opuszczona i bezpań-
ska na skraju lasu, kto wie, jak długo by jeszcze siedziała. Po namyśle: Chyba
niedługo, bo lekarz powiedział, że byłabym umarła.
Nikt nigdy nie wszedł do tej stodoły, raz albo dwa wbiegły dzieciaki, ale
nie pod dach, gdzie leżała. Leżała przy belce, co podpiera sufit, i nocami
zsuwała się po słupie w dół, po korzonki. Kradła też buraki i kartofle. Pamięta Ciekawe!
taki jeden szczęśliwy dzień, kiedy znalazła blaszaną puszkę. Ida Fink to pisarka, która sama do-
– Wie pani, co zrobiłam z tej puszki? – i aż zanosi się od śmiechu – zrobi- świadczyła okropności wojny. Po wy-
łam z niej nocniczek. Kamieniem go przykrywałam. buchu konfliktu niemiecko-sowieckiego
A druga, jaką znalazła, była na wodę. w czerwcu 1941 r. trafiła wraz z siostrą
– Jak miałam w puszce wodę, stertę korzonków, kartofli, to byłam spo- do getta w rodzinnym Zbarażu. Udało
kojna. Leżałam sobie cichutko, czasem uszczknęłam korzonek, czasem kęs jej się wprawdzie z niego uciec, jednak
kartofla... wodą popiłam... do końca wojny musiała się ukrywać.
W twórczości literackiej opisuje wycinki
Ale cały ten czas głosu z siebie nie wydała. wojennej rzeczywistości i chociaż unika
– Co by tu jeszcze? – zastanawia się, szuka. – Sama nie wiem... – Wresz- komentowania oraz oceny zdarzeń, jej
cie: Najlepiej pamiętam to milczenie. – Ale o milczeniu nie można opowiadać historie budzą silne emocje.
141