Page 117 - polski 5 cz1
P. 117

Maryla, posłyszawszy płacz, wśliznęła się na facjatkę – pragnąc pocieszyć Anię.
            – Cicho, dziecko... uspokój się... nie płacz tak, kochanie. To go nam nie wróci. Nie... nie... nie trzeba
          tak płakać. Ja także za bardzo płakałam, nie potrafiłam się powstrzymać. Był zawsze takim dobrym,
          kochającym bratem.
            – Ach, pozwól mi płakać, Marylo – szlochała Ania. – Łzy nie zaszkodzą mi tyle, co ten straszny ból.
          Niech Maryla pozostanie tu przez chwilę ze mną... niech mnie obejmie ramieniem, ot tak... Nie chcia-
          łam, by Diana została... jest dobra i kochana... ale to nie jej smutek... ona jest poza nim... Diana nie może
          mnie pocieszyć. To jest nasz smutek... Maryli i mój. Ach, Marylo, cóż my poczniemy bez Mateusza?




































































                                                                                 115
   112   113   114   115   116   117   118   119   120   121   122